Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/circulus.to-pomiedzy.bialystok.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server933059/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 17
intruz rzeczywiście tu był, mógł spokojnie wyjść

- No dobrze, ja śpię tutaj - oświadczył Nate,

intruz rzeczywiście tu był, mógł spokojnie wyjść

zdążyć.
nie doświadczyła.
W pokoju dominowały drewno i rattan. Męski
normalnie, nie zmieniać trybu życia. Pojawienie się
- Tu jest tylko basen.
Domowy Nate'a. I do pracy. Cindy, Dane.
- Poczekaj, co się stało Cindy? Mówiłeś, że jest
pulsu. Cóż jeszcze? Teren stanowy, nic atrakcyjnego,
- Witam, czym mogę służyć? - zagadnął uprzejmie Bryan.
tylko jaszczurkę. Myślę, że powinniśmy zawiadomić
wnioski. Wiesz, że widywałem się z Sheila, bo
- Dzień dobry - rzekła Jessica, zszedłszy na dół. Gareth właśnie
zmrokiem.
- I tak nie zdołasz być wcześniej od niego. Westchnęła.

Skutkowało to tym, że cała trójka dzieciaków - autentycznie

miarowy, spokojny ruch jego klatki piersiowej na plecach - drań
ubrana dystyngowana czterdziestolatka wręczyła mu zwyczajną torbę
zapewne to samo co ona: że przyjedzie ich tutaj więcej.
- Jak bardzo jesteś zmęczona?
serca. Część ludzi z centrali także, a niektórzy z nich mieli nawet
miliona ludzi, Diazowi odnalezienie Milli nie sprawiło zapewne
Jej sukienka była cała we krwi, tak samo jak ręce, nogi, stopy i buty
- To był... zły dzień - odparła, postanawiając, że nie będzie

Wszystkich, oprócz Sunny McKenzie. Przyszła w indiańskim stroju i mówiła od rzeczy. Zawrócono ją przy drzwiach i powiedziano jej grzecznie, ale stanowczo, że jej osoba nie jest mile widziana w tym domu. Cassidy zauważyła ją przez okno nad schodami i wybiegła na zewnątrz, ale zobaczyła tylko szeroki tył odjeżdżającego cadillaca. Przybita dziewczyna wróciła do domu. Starała się nie zwracać uwagi na to, że w hallu ogromnego domu, wśród bukietów róż, goździków, lilii i chryzantem, stał długi błyszczący stół. Stało na nim prawie sto świec wotywnych, które płonęły pod ogromnym portretem Angie, która uśmiechała się skromnie, a jej oczy błyszczały niewinnie. Wśród kwiatów dyskretnie umieszczono kosz na kartki i datki na szkołę imienia świętej Teresy. Ojciec James składał codziennie wizyty. Doktor Williams również. Jeden szafował błogosławieństwami i znajomością Boga, przynosząc ukojenie duszy, a drugi przepisywał tabletki i zalecał odpoczynek, próbując ulżyć zmęczonemu ciału. Obaj mieli pomóc Reksowi pokonać ból. - Cassidy twierdzi, że to ona jeździła na koniu tamtej nocy. - Rex uparcie bronił Briga przed szeryfem. - Tak - potwierdziła Cassidy. Podtrzymywała sobie rękę z opatrunkiem na nadgarstku i przedramieniu. - A tu jest dowód. - Źrebak znowu ją zrzucił. - Oczy Reksa nagle wydały jej się stare. Strząsnął popiół z cygara. - Ta uparta bestia... - Ale może McKenzie znalazł konia i na nim uciekł albo... – Szeryf podejrzliwie przyglądał się Cassidy. - Albo co? - spytał Rex. - Albo sam sobie załatwił pomoc. Serce Cassidy niemal zamarło. Miała ściśnięte gardło. Pot ciekł jej wzdłuż kręgosłupa. Szeryf Dodds był sprytniejszy, niż można było sądzić po jego wyglądzie. - I kto niby miałby mu pomóc? Cassidy? - Rex prychnął zdegustowany. Dodds wstał. - Dowiemy się tego. Najlepsi ludzie i psy w stanie przeszukają góry. Znajdziemy go. - Stanął za Cassidy i wpatrywał się we wschodnie wzgórza. - Daleko nie ucieknie. - Minęły już cztery dni - przypomniał mu Rex. - Jest bez pieniędzy i ma tylko dwie nogi. Koń już długo nie pójdzie, o ile w ogóle McKenzie go ma. Dopadniemy go. - Podciągnął spodnie na wielkim brzuchu. - Ale to trochę potrwa. Cassidy drżała, ale starała się sprawiać wrażenie spokojnej. Gdy zaczynała myśleć o tym, co się stanie z Brigiem, jak go złapią, zbierało jej się na wymioty. - Przecież nie ma pewności, że to McKenzie. - Może jeszcze nie, ale chyba znaleźliśmy naocznego świadka. - Co? - Rex nagle się ożywił. - Kto to? Cassidy zaparło dech w płucach. Szeryf odwrócił się, nie spuszczając oczu z dziewczyny. - Willie Ventura. Znaleźliśmy go przy rzece. Siedział i gapił się w wodę. Wygląda na to, że tamtej nocy był przy tartaku. Ma osmalone brwi. - Dobry Boże - wyszeptał Rex. - Willie? O Boże, nie. Proszę, nie. Cassidy pamiętała twarz Williego, wyglądającą spomiędzy czerwonych i złotych płomieni ognia. - Myśli pan, że on może mieć z tym coś wspólnego? - Przesłuchujemy go na wszystkie sposoby. Nie zmienia zeznań. Widział tam Briga, Angie i Jeda. Powtarza w kółko to samo: Ona się spaliła! Ona się spaliła! - Szeryf zmarszczył nos z niesmakiem. - On wie coś strasznego. - Dlaczego mi o tym nie powiedziano? - spytał Rex. Oczy mu błyszczały z ciekawości. - On tutaj mieszka. Nad stajnią. Pracuje dla mnie. - Właśnie panu mówię. Znaleźliśmy go dziś po południu. Miał szczęście, że nie zginął razem z tamtymi. Pewnie nieźle się przestraszył i schował się w lesie. Znalazły go psy, gdy szukaliśmy McKenziego. - Gdzie on jest teraz? - W biurze okręgowym. Myją go i opatrują mu twarz. Jest... to znaczy, chciałem powiedzieć, że wszystko z nim w porządku, ale zawsze brakowało mu piątej klepki. - O Boże. - Rex ukrył twarz w dłoniach. - Więc stuknięty Willie widział całe zajście. - Dodds był najwyraźniej przekonany, że zeznanie Williego będzie gwoździem do trumny Briga. - Willie opowiada dużo różnych rzeczy. - Cassidy nie mogła dłużej milczeć. Podejrzewała, że szeryf próbuje z niej coś wycisnąć, ale nie mogła się powstrzymać i nie przyjść Brigowi z pomocą. - Lubię Williego, ale jego słów nie można traktować poważnie. - Dlaczego? Musiała trzymać się swojego kłamstwa, ale mogła w nie wpleść trochę prawdy.
- 28 -
Przytrzymał jej drzwi i wpuścił do wewnętrznego korytarza, z
- Dobra. - Chase rozsiadł się na krześle. - Opowiedz mi o domu i samochodach. I o córkach. - Wykrzywił usta w półuśmiechu. - Lubisz kobiety, co, Brig? - Te dziewczyny są rozpieszczonymi dzieciakami. - Nie podobają ci się? - Chase oparł łokcie na stole. - Nie. - Pieprzenie. - Pociągnął długi łyk piwa, nie spuszczając wzroku z brata. - Byłem u nich w domu, bo stary chciał, żebym podpisał papiery na pożyczkę. Dobrze się przyjrzałem. Czułem się jak w niebie. Znajdę sposób, żeby któregoś dnia to wszystko było moje. Ten dom przy wzgórzach i drugi dom w Portland, a może nawet letnia rezydencja. Kupię samolot i zainwestuję w drewno, kamieniołomy i w tartak. Muszę tylko odpracować pożyczkę, pójść do szkoły i nauczyć się przymilać odpowiednim panienkom. W końcu dojdę tam, gdzie jest Rex. To ja będę rozdawał nieoprocentowane pożyczki. Będę najbogatszym facetem w okręgu. I nie będę się przed nikim płaszczył. To był drażliwy temat. Chase nie chciał pożyczać pieniędzy na studia, ale chciał je skończyć i nie miał wyboru. Rex Buchanan kolejny raz okazał wspaniałomyślność rodzinie McKenziech i zaproponował pożyczkę. - Tak, staremu się nieźle żyje. I córki ma nie najbrzydsze, co? Brig chciał odpowiedzieć, że nie wie, ale Chase zarzuciłby mu kłamstwo. - Wiesz, fajnie byłoby ożenić się z którąś i odziedziczyć kawałek własności Buchanana. - Chyba mi radziłeś, żebym się od nich trzymał z daleka? Cassidy jest jeszcze nieopierzona. - Może i tak, ale wiecznie nie będzie. A Angie! Rany, człowiek nie może wytrzymać na samą myśl o niej. Chyba jest na tyle dorosła, że wie, czego chce. Brigowi nie podobał się tok myślenia brata. - A co z Derrickiem? - spytał Brig, choć wcale nie był ciekawy. Tak naprawdę w ogóle nie myślał o synu Reksa Buchanana. - Sukinsyn z niego, jakich mało. Chyba nie ucieszy się, że ktoś się wkręca do rodzinnego interesu. - Co z tego? To, że ma nadzianych rodziców nie znaczy, że wszystko po nich dostanie. Poza tym, jestem od niego sprytniejszy. - Ale on się nazywa Buchanan. Chase’a nie przekonało rozumowanie Briga. - Dziewczyny też dostaną swoją część. Stary Rex zawsze chce być w porządku, choćby po to, żeby robić dobre wrażenie. Na pewno się zatroszczy o córki i zięciów. - Wszystko zaplanowałeś. - Brig nie ukrywał irytacji. - I to jak! - Chase uśmiechnął się, pociągnął duży łyk z butelki i oskarżycielko wbił palec w brata. - Trzeba tylko odnosić się do tych dziewczyn z szacunkiem. Tylko tak się do czegoś dojdzie. - Wchodząc w dupę bogaczom. Chase zacisnął zęby. - Jestem realistą, Brig. Zrobię wszystko, co będzie trzeba. Powinieneś się ode mnie uczyć. - Mam to gdzieś - powtórzył. Myślami wrócił do Cassidy. Tak, ją można było szanować. Angie była inna. - Ja nie pójdę z tobą tą wymyśloną ścieżką do bogactwa. Możesz wziąć sobie wszystko. Ale wierz mi, źle skończysz. Derrick Buchanan nie da ci złamanego centa z tego, co uważa za swoje. - Wyjrzał przez okienko nad zlewem. - Zresztą to tylko pusta gadka. Obaj tylko pracujemy dla Buchanana. - I chcielibyśmy, żeby jeszcze przez chwilę tak było. Więc cię ostrzegam, braciszku. Masz u Buchanana jak w raju, ale się pilnuj. W tym mieście jesteś przegrany. Ostatnie zdarzenie z Tamarą Nichols było dla ciebie gwoździem do trumny. Masz szczęście, że Rex Buchanan cię zatrudnił, bo strasznie trzęsie się o córki. Brig pociągnął duży łyk piwa. Zimny płyn spłynął mu do żołądka. Nie miał pojęcia, dlaczego Buchanan dał mu pracę, ale stary Rex słynął z filantropijnych gestów, zwłaszcza wobec McKenziech. Kiedy mama była w dołku finansowym, kilka razy przychodził im z pomocą. Z powodu tej troskliwości Reksa krążyło wiele plotek. Może jednak Buchanan naprawdę uważał, że Brig potrzebuje pomocy? Ta myśl wprawiła go w zdenerwowanie. Zachciało mu się zapalić. - A właściwie, dlaczego Buchanan cię zatrudnił? - Chase chyba odgadł, co dręczy brata. Brig położył nogę na siedzeniu sąsiedniego krzesła. - Też się zastanawiam. - Na jego twarzy pojawił się wszechwiedzący uśmiech, taki sam jak na twarzy brata. - Chyba go oczarowałem moją osobą. - Tak. Racja. - Chase nie krył sarkazmu. - Tylko nie zepsuj tego wrażenia. Ciężko pracowałem, żeby zacząć spłacać Buchananowi pożyczkę. Nie zrób niczego, co mogłoby zepsuć jego opinię o mnie albo o mamie. - Nie martw się. - Dobrze. - Chase odchylił głowę i wpatrywał się w brudny sufit. - Przykro mi to przyznać, ale zrobiłbym wszystko, żeby choć trochę zbliżyć się do pieniędzy Buchanana. - Tak? - Wszystko. - Chase westchnął i uśmiechnął się szeroko, jakby przypomniało mu się coś miłego. Brig domyślił się, że znowu marzy. - To nie jest życie. - Chase pokazał ręką barak, który z trudem wystarczyłby dla jednej osoby, a był domem dla Sunny i jej dwóch dorosłych synów.
gałka oczna, pamiętała ciepło krwi na rękach, gdy rozorała mu
ponownie. Obudziła się, gdy jeep stanął, a kierowca wysiadł z

©2019 circulus.to-pomiedzy.bialystok.pl - Split Template by One Page Love